Mariusz
Posts by :
NAC Rally Team na starcie 26. Historique Rallye Monte Carlo 2024
Paweł Molgo. Gentelman motoryzacji z benzyną we krwi
Paweł Molgo to jeden z największych promotorów polskiego motorsportu. Startował w najważniejszych imprezach rajdowych na świecie. W Polsce zdobywał tytuły mistrzowskie. Jego zespół NAC Rally Team od lat wspiera sport motorowy i wielu kierowców, stając jednocześnie w klasyfikacjach zespołowych na podium Mistrzostw Polski. Kolekcjoner samochodów, inicjator wyjątkowego „Polskiego Konkursu Elegancji” w Pałacu w Rozalinie, gdzie kolekcjonerzy samochodów prezentują najpiękniejsze i najbardziej kultowe samochody w historii motoryzacji. Skromny promotor sportu motorowego, pomaga spełniać marzenia wielu zawodników, wspierając ich starty, jednocześnie nie ustając w ściganiu własnych celów. W grudniu z Maciejem Martonem w Porsche 911 udanie wystartowali w East African Safari Classic Rally, gdzie tylko z powodu awarii nie znaleźli się w Top10, zajmując finalnie 19. miejsce. Już na początku lutego Paweł Molgo pojedzie Fiatem 125p w kolejnej odsłonie Rajdu Monte Carlo pojazdów historycznych.
Patrząc na twój życiorys i osiągnięcia w sportach motorowych, nie mogę pozbyć się wrażenia, że jesteś jednym z ostatnich przedstawicieli „gentelmanów” motoryzacji. Od wielu lat ścigasz się z powodzeniem w rajdach terenowych, ale również w imprezach aut klasycznych. Kolekcjonujesz także zabytkowe samochody. Skąd to zamiłowanie do historycznych marek i modeli?
Paweł Molgo: Dziadek był mechanikiem lotniczym i kochał auta, a ojciec wręcz uwielbiał motoryzację – pod koniec lat 50. jeździł pięknym Wandererem w25K. Więc benzynę mam we krwi (śmiech). Poza tym, patrząc na dzisiejsze trendy marek i powielane stylizacje nie sposób nie pogrążać się w nostalgii i tęsknocie za prawdziwą motoryzacją.
Startujesz w zawodach aut klasycznych od 2011 roku. Przede wszystkim za kierownicą polskiego Fiata 125p, którym ścigałeś się Historycznym Rajdzie Polski, Rajdzie Barbórki i Rajdzie Monte Carlo, osiągając dobre wyniki mimo licznych awarii. Masz wyjątkowy sentyment do tego samochodu?
Z sympatią odnoszę się do polskich akcentów w rajdach i uważam, że należy pielęgnować te historie, stąd tak często siadałem za kółkiem Fiata 125p. Zresztą zespół rajdowy FSO to był powiew wielkiego świata w szarym PRL-u. Ścigałem się również zagranicznymi markami – Porsche 911 ze względu na Sobiesława Zasadę, którego bardzo podziwiam, czy Fordem Cosworthem z racji pamięci nieodżałowanego Mariana Bublewicza. Wszystkie te auta malowałem w biało-czerwone barwy, to piękny kawał polskiej historii motosportu.
W rajdach historycznych, takich jak np. Monte Carlo, gdzie będziesz startował w lutym, nie chodzi o prędkość, bo przecież jeździ się autami znacznie wolniejszymi niż obecne maszyny. Dodatkowo często ulegającymi awariom, co powoduje, że jazda po serpentynach to prawdziwa męka. O jaki rodzaj przeżyć więc chodzi? Rywalizacja, powrót do przeszłości, do wspomnień?
Monte Carlo Historique to magiczny rajd rozgrywany na starych zasadach. Ma charakter tzw. zlotu gwiaździstego, organizowanego z kilku miast europejskich, kiedyś również z Warszawy. Można tu spotkać ponad 300 aut z różnych epok, do tego ta nieprzewidywalność i piękno alpejskich dróg. Nie lubię rajdów na regularność, a Monte Carlo jest całkiem inny. W zimowych warunkach jest wyzwaniem dla najodważniejszych kierowców, bo przejechanie go ze średnią prędkością 50 km/h na lodzie i śniegu to nie lada wyczyn. Do tego niesamowici ludzie, totalni pasjonaci, dojrzali panowie, byli zawodnicy, ale również sporo młodych, pozytywnie zakręconych wariatów.
Jak wspomniałeś, w Monte Carlo zawsze jest ciekawe i nieprzewidywalnie – szczególnie z powodu zmiennych warunków pogodowych. Czego spodziewasz się tym roku?
Marzę o śniegu, zaspach i totalnie zimowych warunkach. Można się wtedy świetnie bawić, jeżdżąc na oponach z kolcami. Ale ostatnie lata przyzwyczaiły nas raczej do bardziej wiosennego entourage’u.
NAC Rally Team, któremu szefujesz o 2010 roku, świetnie się rozwija. Widać wyraźnie, że potrafisz połączyć pasję z wyczuciem biznesowym. Jakie są plany na najbliższe lata?
Jak chcesz rozśmieszyć Boga, to sobie planuj (uśmiech). Ale jest jeszcze kilka rajdów, które chciałbym przejechać. Akropol, Sardynia i koniecznie wrócić do Maroka, uwielbiam ten kraj.
Nie mogę nie zapytać o Rajd Dakar. W zeszłym roku polscy kierowcy odnieśli spektakularne sukcesy, jednocześnie podkreślając, że Dakar ponownie staje się wymagającą imprezą. Jak oceniasz kierunek, w którym podążają organizatorzy i czy marzy się tobie start w Dakarze?
Kierunek mi się podoba, rajd jest coraz trudniejszy i zaczyna nawiązywać do tradycji starych Dakarów. Takich jak ten, który przejechałem, z metą w Dakarze, gdy wygraliśmy w klasie aut seryjnych. Natomiast jeżeli chodzi o mnie, to temat startów w rajdach terenowych uważam za zamknięty.
Jako doświadczony kierowca rajdowy i pasjonat klasycznych aut patrzysz na elektryczną rewolucję w motoryzacji z…?
Nie jest to moja bajka. Nie rozumiem do końca zalet tej rewolucji, ale z uwagą będę przyglądał się temu trendowi.
W swojej kolekcji aut klasycznych masz wiele samochodów kultowych. Czy współcześnie widzisz na rynku modele, które za 20-30 lat mogą stać się klasykami?
Myślę, że niektóre auta z roczników 2000 w górę mają duże szanse być klasykami, o ile już nimi nie są, np. Porsche Carrera GT.
Never give up! Załoga NAC Rally Team na 19. miejscu klasyfikacji końcowej East African Safari Classic Rally 2023
– Muszę szczerze powiedzieć, że dałem z siebie wszystko, a rajd kończyłem już na absolutnych oparach! Nigdy, w całej mojej rajdowej karierze, nie dostałem tak mocno w kość jak tutaj. Samochód również przeszedł gehennę, a nasz końcowy sukces – bo za taki uznaję osiągnięcie mety, w dodatku w czołowej dwudziestce zawodników – nie byłby możliwy, gdyby nie ciężka i ofiarna praca całego zespołu serwisowego Moonsport, dyrygowanego przez mojego nieocenionego pilota Maćka Martona. Wszystkim – również wspierającym nas kibicom w Polsce – bardzo dziękuję i naprawdę cieszę się, że to już koniec tego piekielnego maratonu – mówi uradowany i bardzo zmęczony Paweł Molgo, który w duecie z Maciejem Martonem ukończył zmagania w East African Safari Classic Rally 2023, ostatkiem sił awansując do prestiżowego grona 20 najlepszych załóg rajdu.
– Razem z Maćkiem przez cały rajd powtarzaliśmy sobie: nie poddamy się bez walki! I dotrzymaliśmy słowa, choć pechowa awaria na II etapie podcięła nam nieco skrzydła – mówi kierowca polskiego Porsche 911. – Dwie godziny kary, które wówczas otrzymaliśmy za obcą pomoc (krótkie holowanie, a potem pchanie auta do mety z pomocą kibiców), spowodowały, że wylądowaliśmy na odległym 42. miejscu. Przez wszystkie następne dni walczyliśmy, by odrobić straty, ale bardzo ciężka trasa, kapryśna pogoda, kolejne awarie auta i narastające zmęczenie całego zespołu nie ułatwiały sprawy. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, a dziś… możemy tylko gdybać, co by było, gdybyśmy tej kary nie dostali… Osiągnięty przez nas czas dałby nam miejsce w TOP10, które było naszym planem „Maksimum”. Oczywiście wiele innych załóg również mogłoby tak gdybać, dlatego jestem bardzo zadowolony, że mimo wszystko udało nam się zrealizować cel „Optimum”, czyli zająć miejsce w TOP20, a jeszcze przy okazji cel „Minimum”, czyli w ogóle osiągnąć metę.
Finałowy etap rajdu składający się z trzech oesów nie był przejażdżką pozwalającą celebrować zakończenie zawodów i podziwiać krajobrazy. Wręcz przeciwnie – był jednym z najtrudniejszych dni w tegorocznej edycji zawodów. Niemiłosierny upał (ponad 40 stopni Celsjusza) w połączeniu z dużą wilgotnością powietrza działały wycieńczająco na zawodników.
– Dziś obudziła się we mnie dusza fightera – opowiada Paweł Molgo. – Chcieliśmy pokazać się z jak najlepszej strony i przy okazji czerpać z tego jak najwięcej przyjemności. Mimo trudnych warunków jechało nam się koncertowo, momentami z prędkością 170 km/h – po drodze wyprzedziliśmy trzy auta naszych bezpośrednich rywali, ale niedaleko już mety… złapaliśmy gumę. Podczas wymiany koła dwa auta nas przegoniły, co trochę nas podłamało… Na kolejnym oesie dopadł mnie kryzys, chwilami myślałem, że zemdleję (w małej kabinie naszego Porsche przypominającej puszkę bez klimatyzacji i z minimalną wentylacją nie było czym oddychać) i choć jechaliśmy szybko, cały czas zadawałem Maćkowi pytanie: „ile jeszcze do mety”. Wreszcie stanęliśmy na starcie ostatniego odcinka. Ale obok nas… zabrakło naszych rywali, co oznaczało, że jesteśmy w „dwudziestce”! Na świętowanie nie było jednak miejsca, bo z nieba lunęło i choć zrobiło się chłodniej, kolejne 46 kilometrów pokonaliśmy w strugach deszczu, tańcząc na błocie i obijając się na dziurach. Do mety dotarliśmy potwornie wykończeni, a w głowie kołatała mi się myśl „nigdy więcej!”
Na mecie zawodnicy NAC Rally Team uzyskali potwierdzenie swojego awansu na 19. miejsce w klasyfikacji końcowej. Rajd wygrał utytułowany Włoch Eugenio Amos wspierany przez najsilniejszą stajnię Tuthill Porsche (dysponującą m.in. własnym helikopterem do szybkiego transportu części). Drugie miejsce zajął Kenijczyk Baldev Chager, a podium uzupełnił Duńczyk Kris Rosenberger (wszyscy startowali Porsche 911). Czołowa dwudziestka rajdu aż lśni od rajdowych gwiazd – warto na przykład zauważyć, że tuż przed Polakami, na 18. miejscu, uplasował się znakomity kierowca WRC, Grek Jourdan Serderidis. Do mety dotarła również druga z polskich załóg – Jakub Grochola i Michał Jucewicz w Oplu Manta, którzy zajęli 49. miejsce.
– Jestem wykończony, ale szczęśliwy – podsumowuje Paweł Molgo. – Trudno opisać, przez co musieliśmy przejść, by tu dotrzeć. Dziś chyba nie zdecydowałbym się, by to powtórzyć. Naszemu Porsche zgotowaliśmy prawdziwe piekło. Cały zespół harował od rana do wieczora przez cały tydzień bez chwili odpoczynku. Jestem pełen podziwu dla chłopaków i wdzięczności za wykonaną pracę. A tym bardziej dla mojego pilota, Maćka, który nie dość, że wstawał pierwszy i kładł się ostatni, to na dodatek po mistrzowsku mnie pilotował, nie wahając się wskakiwać w kombinezonie do wezbranych rzek, by tylko bezpiecznie przeprowadzić nasze auto na drugi brzeg. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego wsparcia ani auta, które udowodniło, że jest pancerną konstrukcją. Przeżyliśmy nieprawdopodobną przygodę, ale cieszę się, że… wracam jutro do Warszawy!