Nostalgiczne rajdowanie
Warkot silników pracujących na najwyższych obrotach, pisk rozgrzanych do czerwoności hamulców, wyczerpani do cna zawodnicy ? z takimi obrazami (i dźwiękami) kojarzą się zwykle rajdy samochodowe. Ale nie wszystkie. I Historyczny Rajd Polski, który odbył się w dniach 7-9 września, miał nieco inne oblicze. Choć nie zabrakło na nim również walki i emocji, najważniejszą rolę odgrywały jednak precyzja i opanowanie. Jeśli ścigać się, to dostojnie!
Na starcie zawodów, których organizatorem był Automobilklub Krakowski, stanęło blisko 60 samochodów o dużej rozpiętości wiekowej: od kabrioletu MG TD z 1953 roku po Porsche 911 z 1994 roku. Wśród nich dużą grupę stanowiły Polskie Fiaty 125 w sportowych wersjach, które sprawiały wrażenie, jakby dopiero co powróciły z rajdów Akropolis lub Monte Carlo rozgrywanych przed 30 laty. Jednym z nich, rocznik 1978, na zawody przyjechała załoga Paweł Molgo ? Janusz Jandrowicz, na co dzień ścigająca się w rajdach off-roadowych w barwach NAC Rally Team. – Nie od dziś wiadomo, że kocham auta klasyczne ? mówi Paweł Molgo. ? Dlatego nie mogło mnie zabraknąć na I edycji Historycznego Rajdu Polskiego organizowanego na wzór słynnego Monte Carlo, w którym zresztą uczestniczyłem w ubiegłym roku w roli widza. Formuła zawodów bardzo przypadła mi do gustu, a mój Fiat idelanie się nadawał, by w nich wystartować.
Miejsce startu zostało wybrane nieprzypadkowo ? krakowski Rynek Główny stanowił idealną scenerię dla sportowych automobilów ?z duszą?. Otwarcie imprezy uświetnili prezydent Krakowa Jacek Majchrowski oraz utytułowani rajdowcy: Sobiesław Zasada, Andrzej Jaroszewicz i Maciej Stawowiak.
– Wszystko było znakomicie zorganizowane! – mówi z uznaniem Paweł Molgo. – Wymarzone miejsce startu, piękna oprawa, mnóstwo widzów… Również na trasie wzbudzaliśmy duże zainteresowanie i byliśmy miło podejmowani. PKC wyznaczony w sobotę na Krupówkach był strzałem w dziesiątkę! Podobnie było w niedzielę w Wiśle.
Zawody podzielone były na dwa etapy. Pierwszy prowadził z Krakowa do Zakopanego i z powrotem (omijając oczywiście ?Zakopiankę?), a jego długość wynosiła prawie 400 kilometrów. Drugi był nieco krótszy ? miał 350 kilometrów, jego start i meta również wyznaczone były w Krakowie, ale trasa prowadziła do Wisły i z powrotem. Zwycięzcą nie miał być ten, kto pokona oba etapy najszybciej, lecz ten, kto potrafi utrzymywać równe, stałe tempo. Głównym zadaniem zawodników była jazda ze średnią prędkością 50 km/h, którą kontrolowały GPS-y oraz ukryci na trasie sędziowie.
– Z pozoru to proste, ale w praktyce bywało już gorzej ? opowiada Paweł Molgo. – Przy niewielkim ruchu, na prostej drodze musieliśmy powściągać nasze sportowe ambicje, by nie jechać za szybko. Z kolei w terenie zabudowanym, a przede wszystkim na górskich, krętych drogach nierzadko trzeba było nadganiać, by nie spaść poniżej średniej. Liczyło się również szczęście ? jedni podróżowali bez przeszkód, a inni czasem trafiali np. na korek lub utykali za jadącym powoli traktorem… A pomiary prędkości były bezlitosne ? na każdym z odcinków specjalnych kontrolowano nas kilkukrotnie. Jeśli jechało się za wolno lub za szybko, otrzymywaliśmy punkty karne.
Wyzwaniem dla załóg była również niełatwa nawigacja. Jazda według itinererów wymagała skupienia i rozwagi ? każdy błąd kosztował stratę czasową, którą należało później nadrobić. Zadaniem pilota była również uważna obserwacja warunków panujących na drodze i uprzedzanie kierowcy przed czyhającymi niebezpieczeństwami. Ważne było nawet ostrzeżenie przed zbliżającym się podjazdem, który wymagał wcześniejszego rozpędzenia pojazdu.
– W sumie była to fantastyczna zabawa! – zachwyca się Paweł Molgo. – Spędziliśmy dwa wspaniałe dni w przepięknym rejonie Polski, którego już dawno nie miałem okazji odwiedzić. Organizatorzy rajdu, czy raczej tego eventu, spisali się na piątkę… z niewielkim minusem, bo chyba nie zawsze moim zdaniem potrafili dokonać precyzyjnego obliczenia prędkości naszych samochodów. Ale nie to było najważniejsze! Poza tym impreza była bardzo dobrze przygotowana, spotkaliśmy wielu podobnych do nas entuzjastów zabytkowej motoryzacji, świetnie się bawiliśmy. Chwała pomysłodawcom rajdu i mam wielką nadzieję, że w przyszłości odbędą się jego kolejne edycje!
Fiat 125 Pawła Molgo nie musi jednak czekać następnego roku, by znów poczuć rajdowe emocje. Już w najbliższy weekend będzie jedną z gwiazd warszawskiego Verva Street Racing, gdzie wystąpi w towarzystwie podobnych sobie weteranów rajdu Monte Carlo.