Szczęśliwy finał ?nocy długich noży?
Noc, oblodzona jezdnia i serpentyny, z których wypadnięcie grozi lotem w głęboką przepaść. Warunki, w których rozgrywane są dwa finałowe oesy Historycznego Rajdu Monte Carlo, stanowią dodatkową trudność dla załóg walczących o cenne sekundy. Zbliżający się koniec zawodów prowokuje do stawiania wszystkiego na jedną kartę, co nie wszystkim wychodzi na dobre. Około 30 procent pojazdów rywalizujących w tegorocznej edycji rajdu dotarło do mety w stanie dalekim od ideału.
– My też zarobiliśmy kilka ?malin?, ale wyszliśmy z przygód obronną ręką ? opowiada Paweł Molgo. ? W nocy z wtorku na środę pokonywaliśmy dwa odcinki – pierwszy miał długość około 26 km, a drugi ? słynne Col de Turini ? mierzył ponad 50 km. Najtrudniejszym wyzwaniem okazał się ten pierwszy, ponieważ niemal w całości prowadził po oblodzonej trasie. Na dodatek padał śnieg, warunki nieustannie się zmieniały, a na wyobraźnię działała bliskość przepaści czających się tuż za krawędzią jezdni. I tak jak kiedyś powiedział Robert Kubica ? bywa, że jedenaście zakrętów jest identycznych, a na dwunastym nagle nie ma żadnej przyczepności i samochód wypada z trasy. To była prawdziwa loteria ? musieliśmy bardzo uważać.
Jeden z wiraży na drodze Fiata 125p Pawła Molgo i Janusza Jandrowicza okazał się taką właśnie zasadzką. Samochód nie słuchając kierowcy, mimo kolcowanych opon pojechał na wprost, wbijając się w pryzmę utworzoną ze śniegu i piasku. Na szczęście wystarczyło tylko cofnąć i można było dalej kontynuować jazdę. Trudny odcinek podziałał deprymująco na wielu zawodników, którzy pokonywali go w sposób zachowawczy. Na ściągnięcie nogi z gazu nie mogły za to pozwolić sobie załogi z czołówki, co niektóre z nich przypłaciły przedwczesnym zakończeniem zmagań.
Do drugiego z finałowych oesów prowadzącego przez przełęcz Col de Turini przylgnęła złowroga nazwa ?nocy długich noży? ze względu na przecinające ciemności światła aut lawirujących na serpentynach. Tym razem strach miał tylko wielkie oczy ? jezdnia była czarna i nieoblodzona, co pozwalało na szybką i bezproblemową jazdę. We środę o drugiej nad ranem Paweł Molgo i Janusz Jandrowicz dotarli do mety, rzutem na taśmę awansując na 51. miejsce w ?generalce?, co jest najlepszym wynikiem wśród polskich załóg biorących udział w rajdzie. Historique Team Poland, którego barwy reprezentowali, uplasował się pośrodku klasyfikacji zespołowej.
– To bez wątpienia była najtrudniejsza z edycji Rajdu Monte Carlo, w których brałem dotąd udział ? podsumowuje Paweł Molgo. ? Trafiliśmy w sam środek alpejskiej zimy, przez co większość tras była zaśnieżona i oblodzona. W tych warunkach, na krętych trasach utrzymywanie średniej prędkości 50 km/h było zadaniem niewykonalnym. Wszyscy notowali mniejsze lub większe spóźnienia, tym bardziej że ? przypominam ? walczyliśmy w ruchu otwartym, gdzie obowiązywały nas reguły prawa drogowego. Walka na trasie oznaczała więc niemal nieustającą pogoń za czasem. Nasz Fiat ? z tylnym napędem i silnikiem umieszczonym z przodu ? miał spore problemy na oblodzonych podjazdach. Pomogło mu dopiero dołożenie 50-kilogramowego balastu do bagażnika. Z reguły jednak na szczytach podjazdów byliśmy w mocnym niedoczasie, więc na zjazdach musieliśmy jechać ?na wariata?. Podobnie zresztą jak większość załóg. Presja czasu, zakręty, lód, brak barierek… – przyznam szczerze, że jestem pełen podziwu dla odwagi organizatora, tym bardziej że auta nie muszą być wyposażone w klatki bezpieczeństwa. Na szczęście obyło się bez groźnych kraks, choć po drodze spotkaliśmy rajdówkę wiszącą na skałach dosłownie nad przepaścią…
Zdaniem lidera NAC Rally Team w alpejskich warunkach najlepiej sprawują się auta przednionapędowe lub tylnonapędowe, ale z silnikiem umieszczonym z tyłu, który dociąża oś napędową (napęd 4×4 w rajdzie jest zabroniony). Polski Fiat 125p mimo swoich ?ułomności? sprawia jednak mnóstwo frajdy podczas jazdy po śniegu i lodzie. – Uwielbiam go, choć mam świadomość, że szczytem jego możliwości byłoby zakwalifikowanie się do czołowej ?dwudziestki? ? mówi Paweł Molgo. ? Ale to przyjemność nie do opisania, gdy poślizgami pokonujemy zakręty ograniczone bandami śniegu. Żałuję, że tak dużo czasu straciliśmy na jednym z podjazdów, na który nie mogliśmy się wdrapać na początku rajdu. Później szło nam już bardzo dobrze, a drugie miejsce, które wywalczyliśmy na jednym z oesów, dowodzi, że w jeździe na regularność stajemy się coraz lepsi. Odcinek ten był niemal całkowicie płaski, ale miał za to mnóstwo zakrętów i wymagał dobrej techniki jazdy po śniegu, dlatego mogliśmy nawiązać rywalizację z najlepszymi załogami. Gdy na trasie pojawiały się wzniesienia, Fiat natychmiast spadał w klasyfikacji. Jeżeli zdecydujemy się tu powrócić w przyszłym roku, będą dążył do tego, by wzmocnić silnik o 20-30 koni mechanicznych, dobrać odpowiedni balast i być może poprawić pracę zawieszenia. Mimo wszystko z końcowej lokaty jestem zadowolony, tym bardziej że rajd zaczęliśmy bardzo pechowo od awarii na autostradzie, która mogła oznaczać koniec naszej jazdy. Udział w Historycznym Rajdzie Monte Carlo jak zawsze był dla nas wielką przyjemnością ? to impreza zorganizowana na najwyższym, światowym poziomie, w której co roku bierze udział ponad 300 profesjonalnych ekip dysponujących znakomitym zapleczem serwisowym i wspaniałymi rajdówkami. Cieszę się, że NAC Rally Team bierze czynny udział w tym prawdziwym święcie motoryzacji.