Zegarmistrzowska robota. NAC Rally Team na 3. etapie Historique Rallye Monte Carlo 2024
– Przyznaję: nie doceniliśmy przeciwnika! – śmieje się Paweł Molgo na mecie III etapu Historique Rallye Monte Carlo. – Nasz bus serwisowy jest wypakowany po dach oponami z kolcami, a tymczasem zamiast śniegu i lodu mamy tutaj nieomal lato! Byliśmy nastawieni na rajdowe ściganie w wymagających warunkach, a zamiast tego uczestniczymy w typowej jeździe na regularność po suchuteńkim asfalcie, w której liczy się najwyższa precyzja w doborze średniej, na dodatek niewysokiej prędkości i doskonałe rozpoznanie trasy. Choć to nie moja bajka, nie narzekamy, bo Historyczny Rajd Monte Carlo w każdej odsłonie to czysta rozkosz dla miłośnika klasycznej motoryzacji!
Załoga NAC Rally Team po początkowych kłopotach z urządzeniem nawigacyjnym, które wyznacza rytm jazdy podczas rajdu, nareszcie złapała z nim nić porozumienia i odtąd zaczęła osiągać oczekiwane przez nią wyniki. Straty wynoszące od kilkudziesięciu do stu punktów świadczą już o dobrej precyzji i zaliczaniu kolejnych punktów kontroli w czasie bardzo zbliżonym do wymagań książki drogowej.
– Mea culpa, a raczej nasza wina! – bije się w piersi Paweł Molgo. – Odpowiedzialność za gorsze wyniki na początkowych etapach ponosi cała załoga, bo obaj z Januszem, przyznaję, podeszliśmy do startu dość nonszalancko. Szykowaliśmy się na rajdowe ściganie, uważając, że urządzenie wykona za nas resztę roboty. A tu czekał na nas kubeł zimnej wody! Trasa póki co nie jest wymagająca, od startu jedziemy wciąż na tym samym komplecie opon, a tymczasem o wiele większe znaczenie ma zegarmistrzowska dokładność w utrzymywaniu wyznaczonej prędkości. Po dwóch dniach już wiemy, jak precyzyjnie „odmeldowywać się” na punktach kontrolnych i korygować jazdę. Wcześniej gubiliśmy się, a jedna drobna pomyłka pociągała za sobą lawinę punktów karnych, które teraz są już nie do odrobienia. Sami również utrudniliśmy sobie życie, nie objeżdżając wcześniej trasy i nie przygotowując jej opisu. Jedziemy „na żywo” według książki drogowej, celując w wyznaczone punkty, którymi czasem jest „samotne drzewo w lesie”, podczas gdy wiele innych załóg, specjalizujących się w jeździe na regularność, ma rozczytaną całą trasę. Dzięki temu najlepsi potrafią jechać nieomal idealnie, inkasując zerowe kary za rozbieżności.
Po 12 odcinkach specjalnych Paweł Molgo i Janusz Jandrowicz plasują się w środku stawki, na 104. miejscu w klasyfikacji generalnej. Czeka na nich jeszcze pięć oesów, w tym dwa nocne z wtorku na środę, których trasa wiedzie m.in. przez słynne przełęcze Col de Turini i Col de Braus. – Istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że właśnie w górach, na finałowych odcinkach, będzie nieco trudniej, o ile leży tam śnieg, a nad drogą unosi się mgła, co pozwoli nam skorzystać z naszych atutów – rozważa kierowca NAC Rally Team. – Ale jeśli warunki będą dobre, znów wiele załóg będzie osiągała niemal identyczne czasy.
Załoga Polskiego Fiata 125 p zawsze widzi szklankę do połowy pełną, dostrzegając liczne zalety zaistniałej sytuacji. – Mamy „wakacje”! – śmieje się Paweł Molgo. – Rozkoszujemy się pięknymi widokami, towarzystwem cudownych samochodów i genialną atmosferą panującą wśród uczestników rajdu. Po drodze mijamy przepiękne, średniowieczne miasteczka, o których istnieniu pewnie żaden przeciętny turysta nie zdaje sobie sprawy. Czerpiemy radość z jazdy Fiatem, który sprawuje się rewelacyjnie pod czułą opieką znakomitego serwisu Maćka Martona. A czasem… „ścigamy się” na dojazdówkach, jak dziś gdy przez pewien czas goniliśmy się z szybką Lancią Stratos. Jest super!