Paweł Molgo i Maciej Marton przedwcześnie zakończyli zmagania w Baja Dehesa Extremadura 2022
Relacja na gorąco kierowcy polskiego Forda F-150:
– Do 63. kilometra szło nam bardzo dobrze ? walczyliśmy o TOP3, dogoniliśmy rywala, który ruszył 3 minuty przed nami i udało nam się go sprawnie wyprzedzić. Ale po pewnym czasie w kabinie uruchomił się sygnalizator, ostrzegający nas, że teraz to nam ktoś siedzi na ogonie! Obaj z Maćkiem zaczęliśmy zerkać w lusterka, ale nie widzieliśmy nikogo. Gdy wjechaliśmy do miasteczka, zatrzymałem się na kilkanaście sekund na betonie i nadal nikt nie nadjeżdżał. Wkurzeni ruszyliśmy przed siebie, by nadrobić stratę, ale… ?pikacz? nadal piszczał, skutecznie nas dekoncentrując. I w końcu nas pokarało ? przy jednym z kolejnych zerknięć w lusterko z impetem uderzyliśmy prawym kołem w przydrożny kamień. Auto wybiło w górę, przelecieliśmy na plecy i wylądowaliśmy na drzewie rosnącym nad rzeką, które wprawdzie złamało się pod naszym ciężarem, ale na szczęście nie pozwoliło nam stoczyć się do wody, bo mogłoby to się zakończyć nieciekawie?
W wypadku nie ucierpieliśmy, auto również jest całe poza połamanymi plastikami (być może tylko wahacz jest zgięty) i pewnie w innym miejscu po postawieniu na kołach moglibyśmy jechać dalej. Ale w tej niefartownej sytuacji musimy czekać na koniec zmagań na trasie, by wydostać go na drogę.
No cóż ? mój błąd, ale jego przyczyną był fatalny zbieg okoliczności. Nie da się zerkać w lusterka i prowadzić auto ze średnią prędkością 100 km/h po bardzo wymagającej, technicznej trasie, posiadającej symboliczny opis w książce drogowej. A na koniec rzecz najciekawsza ? nikt bezpośrednio za nami nie jechał, a wadliwy sygnalizator ?pikał? sobie a hiszpańskim muzom…