Paweł Molgo i Janusz Jandrowicz na mecie 18. Historycznego Rajdu Monte Carlo
Ściganie się 39-letnim Polskim Fiatem 125p na oblodzonych i zaśnieżonych trasach we francuskich Alpach jest niełatwym wyzwaniem, które wymaga nie tylko dużych umiejętności, ale i odwagi. Paweł Molgo i Janusz Jandrowicz reprezentujący barwy NAC Rally Team oraz Historique Team Poland przeżyli podczas 18. Historycznego Rajdu Monte-Carlo mnóstwo przygód, ale pomimo kłopotów wywalczyli 51. miejsce w klasyfikacji końcowej, po drodze o mały włos nie wygrywając jednego z odcinków specjalnych.
Chyba żadne z zawodów, w których występowali Paweł Molgo i Janusz Jandrowicz, nie miały tak dramatycznego początku jak Historyczny Rajd Monte-Carlo 2015. W piątek wieczorem (30 stycznia) Polacy wyruszyli z francuskiego Reims na 788-kilometrową trasę etapu ?gwiaździstego?, której celem była miejscowość Saint-André-les-Alpes. Całonocna jazda leciwym Fiatem 125p obyła się bez większych niespodzianek i Polacy stawili się na miejscu zgrupowania wszystkich uczestników rajdu. O dłuższym odpoczynku mowy nie było, bowiem organizatorzy zaplanowali na sobotę (31 stycznia) premierowy ?test regularności? na trasie Saint-Jean-la-Riviere ? Levens, a następnie przejazd do parc fermé w Monako. Nasi zawodnicy znakomicie poradzili sobie z pierwszym sprawdzianem ich umiejętności, meldując się na wysokim 28. miejscu (na blisko 300 startujących załóg), odnotowując stratę zaledwie 5 punktów do lidera. Nagroda za dobrze wykonane zadanie w postaci hotelowego łóżka w Monako wydawała się już być na wyciągnięcie ręki ? wystarczyło pokonać kilkadziesiąt kilometrów i zameldować się o wyznaczonej godzinie na finałowym Punkcie Pomiaru Czasu.
Gdy Polski Fiat 125p z numerem startowym 85 pokonywał już ostatnie kilometry podmiejskiej autostrady, samochód nagle przestał reagować na dodawanie gazu… – Sześciopasmowa autostrada, mrowie aut, rozpędzone TIR-y, a my zatrzymujemy się na dwukilometrowym podjeździe, blokując jedną z nitek ? relacjonował Paweł Molgo. ? Kilka minut po zatrzymaniu się podjechała do nas pomoc autostradowa, która zablokowała nasz pas ruchu, ale jej pracownik zapowiedział również wezwanie lawety, co oznaczałoby dla nas koniec rajdu. Na szczęście w tym momencie z piskiem opon zahamowali obok nas Jacek i Marcin Grochowscy, z którymi szybko zlokalizowaliśmy usterkę. Była nią pęknięta końcówka linki gazu, której nie byliśmy w stanie naprawić na miejscu, ale z pomocą bardzo długiej ?trytytki? pożyczonej od naszych życzliwych kolegów Janusz zdołał ustawić stałe obroty silnika na poziomie 4000 tysięcy obr./min. Umożliwiło nam to ruszenie z miejsca i jazdę… na pierwszym biegu. Dwukilometrowy podjazd pokonaliśmy z ?zawrotną? prędkością 8 km/h, na szczęście cały czas zabezpieczani przez patrol. Gdy wreszcie wdrapaliśmy się na szczyt i opuściliśmy autostradę, pozostało już tylko zjechać na dół do PKC-a, gdzie odnotowaliśmy około 8-9 minut spóźnienia. Niestety oznaczało to dużą karę i koniec marzeń o dobrym miejscu w klasyfikacji końcowej rajdu, ale i tak nie posiadaliśmy się z radości, że wciąż jesteśmy w grze!
Pechowa awaria linki gazu podczas przejazdu autostradą zniweczyła znakomity rezultat osiągnięty na sobotnim odcinku, ale nie zabiła w załodze NAC Rally Team ducha walki. Polacy naprawili swojego Fiata 125p i po dwóch kolejnych dniach zmagań ? w niedzielę i poniedziałek (1-2 lutego) ? na zasypanych śniegiem alpejskich drogach awansowali o blisko 200 pozycji w klasyfikacji generalnej. – A mogłoby być jeszcze lepiej ? mówi Paweł Molgo. ? W niedzielę rano udało nam się szybko wymienić linkę i pełni entuzjazmu ruszyliśmy na trasę. Szło nam bardzo dobrze do czasu, gdy rozpętała się śnieżyca. Warunki na drogach stały się ekstremalnie trudne, a pewnym momencie przerosły możliwości naszego Fiata, który mimo opon z kolcami nie był w stanie podjechać pod jedno ze wzniesień. Tylny napęd i lekki tył samochodu nie dawał wystarczającej przyczepności. Brakowało mu również mocy ? na ?dwójce? mielił kołami w miejscu, a na ?trójce? nie był w stanie się rozpędzić. Ten sam kłopot spotkał zresztą wszystkie trzy polskie załogi Fiatów 125p. Dobrym posunięciem przed kolejnymi etapami okazało się obciążenie bagażnika 50-kilogramowym balastem.
Polacy pokazali pełnię swych umiejętności, zajmując we wtorek (3 lutego) na 10. odcinku specjalnym drugie miejsce w klasyfikacji generalnej. Załoga Polskiego Fiata 125p pokonała śmietankę zawodników z całej Europy, a do zwycięstwa na oesie zabrakło jej tylko jednego punktu!
– Udowodniliśmy, że nasz Fiat potrafi nawiązać rywalizację z dużo mocniejszymi autami ? cieszył się Paweł Molgo. ? Żałujemy tylko, że tak późno wpadliśmy na pomysł dociążenia tylnej osi napędowej naszego Fiata. Oczywiście wciąż brakuje nam mocy, ale nadrabiamy tam, gdzie leży śnieg, jest ślisko i trzeba wykazać się dobrymi umiejętnościami prowadzenia pojazdu. Muszę przyznać, że coraz więcej ?wiem? o Fiacie, co przekłada się na dobre wyniki. To dodaje nam animuszu i sprawia mnóstwo radości.
Noc, oblodzona jezdnia i serpentyny, z których wypadnięcie grozi lotem w głęboką przepaść, to warunki, w których w nocy z wtorku na środę (3-4 lutego) rozegrane zostały dwa finałowe oesy 18. Historycznego Rajdu Monte Carlo. – Pierwszy miał długość około 26 km, a drugi ? słynne Col de Turini ? mierzył ponad 50 km ? mówił Paweł Molgo. ? Najtrudniejszym wyzwaniem okazał się ten pierwszy, ponieważ niemal w całości prowadził po oblodzonej trasie. Na dodatek padał śnieg, warunki nieustannie się zmieniały, a na wyobraźnię działała bliskość przepaści czających się tuż za krawędzią jezdni.
Jeden z wiraży na drodze Fiata 125p Pawła Molgo i Janusza Jandrowicza okazał się zasadzką. Samochód nie słuchając kierowcy, mimo kolcowanych opon pojechał na wprost, wbijając się w pryzmę utworzoną ze śniegu i piasku. Na szczęście wystarczyło tylko cofnąć i można było dalej kontynuować jazdę. Trudny odcinek podziałał deprymująco na wielu zawodników, którzy pokonywali go w sposób zachowawczy. Na ściągnięcie nogi z gazu nie mogły za to pozwolić sobie załogi z czołówki, co niektóre z nich przypłaciły przedwczesnym zakończeniem zmagań.
Do drugiego z finałowych oesów prowadzącego przez przełęcz Col de Turini przylgnęła złowroga nazwa ?nocy długich noży? ze względu na przecinające ciemności światła aut lawirujących na serpentynach. Tym razem strach miał tylko wielkie oczy ? jezdnia była czarna i nieoblodzona, co pozwalało na szybką i bezproblemową jazdę. We środę o drugiej nad ranem Paweł Molgo i Janusz Jandrowicz dotarli do mety, rzutem na taśmę awansując na 51. miejsce w ?generalce?, co było najlepszym wynikiem wśród polskich załóg biorących udział w rajdzie. Historique Team Poland, którego barwy reprezentowali, uplasował się pośrodku klasyfikacji zespołowej.
– To bez wątpienia była najtrudniejsza z edycji Rajdu Monte Carlo, w których brałem dotąd udział ? podsumowuje Paweł Molgo. ? Trafiliśmy w sam środek alpejskiej zimy, przez co większość tras była zaśnieżona i oblodzona. W tych warunkach, na krętych trasach utrzymywanie średniej prędkości 50 km/h było zadaniem niewykonalnym. Wszyscy notowali mniejsze lub większe spóźnienia, tym bardziej że ? przypominam ? walczyliśmy w ruchu otwartym, gdzie obowiązywały nas reguły prawa drogowego. Presja czasu, zakręty, lód, brak barierek… – przyznam szczerze, że jestem pełen podziwu dla odwagi organizatora, tym bardziej że auta nie muszą być wyposażone w klatki bezpieczeństwa. Na szczęście obyło się bez groźnych kraks, choć po drodze spotkaliśmy rajdówkę wiszącą na skałach dosłownie nad przepaścią…
Zdaniem lidera NAC Rally Team w alpejskich warunkach najlepiej sprawują się auta przednionapędowe lub tylnonapędowe, ale z silnikiem umieszczonym z tyłu, który dociąża oś napędową (napęd 4×4 w rajdzie jest zabroniony). Polski Fiat 125p mimo swoich ?ułomności? sprawia jednak mnóstwo frajdy podczas jazdy po śniegu i lodzie. – Uwielbiam go, choć mam świadomość, że szczytem jego możliwości byłoby zakwalifikowanie się do czołowej ?dwudziestki? ? mówi Paweł Molgo. ? Ale to przyjemność nie do opisania, gdy poślizgami pokonujemy zakręty ograniczone bandami śniegu. Żałuję, że tak dużo czasu straciliśmy na jednym z podjazdów, na który nie mogliśmy się wdrapać na początku rajdu. Później szło nam już bardzo dobrze, a drugie miejsce, które wywalczyliśmy na jednym z oesów, dowodzi, że w jeździe na regularność stajemy się coraz lepsi. Odcinek ten był niemal całkowicie płaski, ale miał za to mnóstwo zakrętów i wymagał dobrej techniki jazdy po śniegu, dlatego mogliśmy nawiązać rywalizację z najlepszymi załogami. Gdy na trasie pojawiały się wzniesienia, Fiat natychmiast spadał w klasyfikacji. Jeżeli zdecydujemy się tu powrócić w przyszłym roku, będą dążył do tego, by wzmocnić silnik o 20-30 koni mechanicznych, dobrać odpowiedni balast i być może poprawić pracę zawieszenia. Mimo wszystko z końcowej lokaty jestem zadowolony, tym bardziej że rajd zaczęliśmy bardzo pechowo od awarii na autostradzie, która mogła oznaczać koniec naszej jazdy. Udział w Historycznym Rajdzie Monte Carlo jak zawsze był dla nas wielką przyjemnością ? to impreza zorganizowana na najwyższym, światowym poziomie, w której co roku bierze udział ponad 300 profesjonalnych ekip dysponujących znakomitym zapleczem serwisowym i wspaniałymi rajdówkami. Cieszę się, że NAC Rally Team bierze czynny udział w tym prawdziwym święcie motoryzacji.