motorsport
NAC Rally Team na mecie 17. Historycznego Rajdu Monte Carlo
Pięć dni jazdy w zmiennych warunkach po górskich serpentynach prowadzących na zaśnieżone alpejskie przełęcze. Nieustanna presja czasu na oblodzonych, niebezpiecznych odcinkach specjalnych. A to wszystko autem rajdowym z innej epoki, na dodatek borykającym się z awarią silnika. Żadna z tych trudności nie powstrzymała Pawła Molgo i Janusza Jandrowicza reprezentujących zespół NAC Rally Team przed dotarciem do mety 17. Historycznego Rajdu Monte Carlo.
Uzbrojony w opony z kolcami i łańcuchy śniegowe Fiat 125p zespołu NAC Rally Team na trasę rajdu wyruszył wieczorem w piątek, 24 stycznia. Premierowy etap miał charakter długiej dojazdówki, zakończonej 8-kilometrowym odcinkiem specjalnym w zaśnieżonej, bajkowej scenerii. Zawodnicy spędzili w aucie pełne 24 godziny, nieustannie goniąc czas, bowiem ich najważniejszym zadaniem było terminowe meldowanie się na punktach kontrolnych. Zbyt powolna jazda oznaczała spóźnienie, a w konsekwencji karę czasową. Nie można było również przekraczać dozwolonej prędkości, gdyż za to… również groziła kara (a czasem mandat). Paweł Molgo i Janusz Jandrowicz z zadaniem tym poradzili sobie znakomicie, plasując się w czołowej trzydziestce; tuż za ich plecami sklasyfikowany został m.in. słynny Daniel Elena.
Niestety na kolejnym, niedzielnym etapie ze startem i metą w Valence, silnik w samochodzie Polaków uległ awarii.
Auto nagle straciło moc, mieliśmy duży kłopot z pokonaniem górskich podjazdów. Na odcinkach specjalnych szło nam bardzo dobrze, ale z powodu naprawy spóźniliśmy się na start jednego z oesów. Dostaliśmy za to karę czasową, która zepchnęła nas na 82. miejsce. Jechało nam się rewelacyjnie, wszystko szło po naszej myśli, ale taki jest motosport. Na końcowy sukces składa się wiele czynników – opowiadał Paweł Molgo.
Załoga NAC Rally Team nie poddała się i mimo kłopotów technicznych, nie w pełni sprawnym autem ruszyła do walki o odrobienie strat w klasyfikacji generalnej. Poniedziałkowy etap pokonała tylko na trzech cylindrach, mając duże problemy zwłaszcza na podjazdach. A mimo to awansowała na 77. pozycję.
Meta wydawała się już na wyciągnięcie ręki, ale na drodze do niej stał jeszcze najtrudniejszy, wtorkowy etap prowadzący z Valence do Monte Carlo oraz finałowa, nocna bitwa ze startem i metą w Monako.
Zwłaszcza ostatnia noc była prawdziwym horrorem. Czekały nas dwa odcinki specjalne ? o długości 50 i 47 km plus dojazdówka, która de facto też była oesem, bo Punkty Kontroli Czasu były ciasno wyznaczone. W sumie 188 km po oblodzonych, krętych drogach, na dodatek w ciemnościach. Ale za to wrażenia z przejazdu przez słynną Col de Turini po śniegu, w szpalerze wiwatujących kibiców, bezcenne! – dodał Paweł Molgo, szef zespołu NRT.
Mimo niesprawnego auta i ogromnych trudności na trasie załoga NAC Rally Team z sukcesem osiągnęła metę, zajmując ostatecznie 68. miejsce w klasyfikacji generalnej na 310 startujących pojazdów. Jej 38-letni Fiat 125p okazał się najlepszy spośród wszystkich Dużych Fiatów biorących udział w imprezie. 17. Historyczny Rajd Monte Carlo po raz trzeci w karierze wygrali doświadczeni Belgowie: Jose Lareppe i David Lieven startujący Oplem Kadettem GTE.
Z rajdu wyniosłem niezapomniane wrażenia. Startowałem tu już po raz drugi i znów była to niesamowita frajda. Już myślimy o przyszłym roku! Cieszę się, że nasz zespół złożony z pięciu Polskich Fiatów prezentował się tak profesjonalnie na tle konkurencji. Nasze samochody pod względem technicznym nie są w stanie konkurować z Porsche, BMW czy Renault 5 Alpine, dlatego fakt że cztery Fiaty uplasowały się w czołowej setce napawa dumą. Szczególnie gratuluję Tomkowi Jaskłowskiemu, który w Monte Carlo startował już po raz dziesiąty. Jestem, wraz z moim pilotem Januszem Jandrowiczem, zadowolony z naszego wyniku, ale lekki niedosyt pozostaje. Gdyby nie pechowa kara za przekroczenie prędkości, bylibyśmy w pierwszej pięćdziesiątce. Ale to efekt pogoni za czasem, bo w zasadzie przez cały rajd próbowaliśmy usunąć usterkę i do tej pory nie wiemy, co się stało. Wciąż się zastanawiamy, co by było, gdyby auto było w pełni sprawne – skomentował wynik Paweł Molgo.
Przemysław Saleta x NRT: Marokańskie wspomnienia
Arek Kwiecień / TERENOWO.PL
Jak doszło do Pańskiego startu w Rajdzie Maroka?
Przemysław Saleta: – Propozycja wyjazdu wypłynęła z NAC Rally Team. Nie trzeba mnie było długo przekonywać, lubię nowe wyzwania, a motoryzacja jest jedną z moich pasji. Spotkałem się z Pawłem Molgo, szefem zespołu, i szybko ustaliliśmy szczegóły. Pomysł tym bardziej mi się spodobał, gdy okazało się, że czeka na mnie miejsce w ciężarówce, która gabarytowo najbardziej mi odpowiada.
– Nie był to jednak Pana pierwszy kontakt z rajdami terenowymi…
– Kiedyś jeździłem w Bieszczady na rajdy Autotrapera, w Merzoudze trenowałem na motocyklu, rok temu startowałem na quadzie w organizowanym przez Pawła Deżakowskiego rajdzie Sahara Rally w Tunezji. Ale najbardziej podoba mi się jazda terenową ciężarówką. Swego czasu prowadziłem już nawet rozmowy o starcie w Dakarze, ale nic konkretnego z tego nie wynikło. A rozmowa z Pawłem była rzeczowa: od razu uzgodniliśmy wszystkie szczegóły, terminy i w ten sposób dołączyłem do załogi Piotra Domownika i Janusza Jandrowicza w Unimogu. By wystartować w Dakarze, czeka mnie jeszcze dużo nauki i zdobywania doświadczenia. Nie posiadam nawet odpowiedniego prawa jazdy, ale na kurs zamierzam zapisać się do razu, gdy tylko wrócę z trzymiesięcznego wyjazdu do Tajlandii, dokąd za chwilę wylatuję.
– Czyli gazety mogą już umieszczać tytuły: Przemysław Saleta wystartuje ciężarówką w Dakarze?
– Na konkrety jest jeszcze za wcześnie, ale mogę potwierdzić, że na pewno taki mam zamiar. Dakar to rajd jedyny w swoim rodzaju. I jeśli do tego dojdzie, to najchętniej widziałbym siebie jako kierowcę ciężarówki. Oczywiście we współpracy z NAC Rally Team.
– Jak wygląda Afryka z wysokości kabiny Unimoga?
– Dużo ładniej niż z siedzenia motocykla czy quada! Jest mniej kurzu, jazda wymaga również mniejszego zaangażowania fizycznego. Motocykliści mają większe możliwości wyboru drogi przejazdu, podczas gdy ciężarowcy muszą raczej trzymać się wytyczonej trasy. I nieprawdopodobne, że te pojazdy to wytrzymują!
– Czy marokański etap można porównać z walką full-contact w kick-boxingu?
– Na pewno towarzyszy im podobna adrenalina, do której jestem już przyzwyczajony, co w trakcie jazdy pozwala mi zachować spokój i reagować na zimno.
– Czy w Maroku spotkały Was trudne chwile?
– Najgorsze były oczywiście awarie. W kabinie zwykle jest dosyć komfortowo, bo działa klima, ale raz zepsuł się system chłodzący ? cały płyn wyciekł w piasek. Nie było innego wyjścia, jak włączyć ogrzewania na maksa i przy otwartych oknach kontynuować jazdę, zatrzymując się co parę kilometrów na chłodzenie silnika. Wtedy naprawdę zrobiło nam się gorąco! To był niestety ten dzień, w którym nie zmieściliśmy się w limicie czasu ? zabrakło nam kilku minut. Ta usterka spowodowała, że choć wolno to jednak mogliśmy jechać. Gorzej było, gdy na początku jednego z etapów pękł pasek klinowy. Piotrek Domownik z naszą niewielką pomocą wymienił go w półtorej godziny! Później dowiedziałem się, że w profesjonalnych warsztatach taka naprawa w Unimogu zajmuje przeciętnie aż pięć godzin! Mamy więc powody do dumy. Ale gdy staliśmy nieruchomo na trasie, czas uciekał i mijali nas kolejni rywale, czuliśmy ogromną frustrację…
– Czy zdarzyło Wam się zakopać na trasie?
– Na szczęście nie! Unimog to niesamowity pojazd. Wprawdzie nie jest bardzo szybki, bo na płaskim terenie rozpędza się do 120-130 km/h, podczas gdy Tatry jeżdżą po 150 km/h, w dodatku nic sobie nie robiąc z jednowykrzyknikowych dziur, ale na wydmach nic go nie potrafi zatrzymać. Jazda ciężarówką po wydmach jest zresztą dużo prostsza niż na motocyklu czy quadzie ? po prostu jeździe się… na wprost! Kierowca musi tylko odpowiednio skalkulować prędkość, by nie zakopać się lub nie przeskoczyć przez szczyt.
– Pańską domeną były dotychczas sporty indywidualne… Czy udało się już Panu zaaklimatyzować w NAC Rally Team?
– Na rajdach terenowych, w Afryce, nie można polegać tylko na sobie, pomoc czasem bywa nieodzowna. Nie raz to my wyciągaliśmy z pułapek inne samochody, a gdy my zatrzymaliśmy się z powodu awarii, inne załogi również przystawały, by spytać, czy mogą nam pomóc. Wiadomo, z pustynią nie ma żartów! Jazda w takim zespole jak NAC Rally Team daje dużo frajdy! Między zawodnikami i serwisantami panują bardzo przyjacielskie relacje. Oczywiście wszystkim nam zależy na dobrym wyniku, mechanicy czasem nie śpią całą noc, ale nie ma tu niezdrowego ciśnienia. Przede wszystkim liczy się przyjemność z jazdy. Bardzo miło wspominam ten wspólny tydzień spędzony w Maroko.